Wlazłam, poszwędałam się po supermarkecie, jak zawsze z nosem wyczulonym na ładne rzeczy. I co? Snując się między półkami, zobaczyłam je! Trampki, w kwiatki, różowe, ciekawe, fantazyjne, świetne na końcówkę lata i jeszcze bezdeszczową jesień. Tak mi się spodobały, że tylko zarejestrowałam, iż są w duuużym rozmiarze i kupiłam. Cena 19 zł, miejsce E. Leclerc na Ursynowie w Warszawie. Do zielonych spodni gumek albo granatowych jeansów wyglądaja obłędnie! Dowód? Na dwóch spotkaniach ze znajomymi usłyszłam: ale obłędne trampki! Kupiłam w hipermarkecie E. Leclerc za 19 zł
Moja mama, kobieta prawie 70-letnia ma ogromne wyczucie stylu. Gdy kupuje mi ciuchy, zawsze jest to strzał w 10! A po zakupach z nią zawsze mam w siatce coś pięknego co noszę latami. I w duszy dziękuję jej, że mnie namówiła. Bo gdy ja jęczę, że może niekoniecznie, że za drogie, że mam już takie i po co, moja mama patrzy na mnie i jest wręcz oburzona: - Wyglądasz super, masz to brać! Jak sama tego sobie nie kupisz, to ja ci kupię! Cała moja MAMA. Ze szpilkami było tak samo. Jemy razem lody, a ja marudzę, że przydałyby mi się szpilki, pastelowe, jakieś fajnie kontrastujące z miętową sukienką. Na wesele koleżanki. Mama od razu zarządza: idziemy do sklepu! Gdy już zrezygnowana prawie z niego wychodziłam, mama wypatrzyła pastelowe różowe szpilki, które bardzo zgrabnie wyglądają na nodze. Cena? Jak zwykle przystępna - 59 zł. Kupiłam w Deichmann za 59 zł
Kochane Panie, i znów do Pań.. ech..., no nic nie poradzę! Babka jestem! Mamy lato, mamy ciepło i mamy kolory lata, a w tym mój ukochany pomarańcz - gorący, dodający energii, jeden z kolorów ziemi. W domu mam jedną ścianę w tym kolorze, bo ona daje słońce w mieszkaniu i wspomnianą energię. Jeśli chcecie czuć się w swoich czterech kątach dobrze, energetycznie doładowani, urządzcie lokal w kolorach natury. Brąz - ziemia, zieleń - drzewa, pomarańcz - słońce bardzo gorące. To się sprawdza. Gdy znajomi pojawiają się w moim małym mieszkanku po godzinie leżąc na kanapie wydają jęki: "Jezu jak dobrze, nie ruszam się stąd". O co chodzi? Chodzi o energię! Nie mam innych kolorów w mieszkaniu. Wszystko staram się dobierać w kolorach ziemi. Taki dom ładuje, zapewniam! No, ale miało być o spodniach! Zakupiłam dziś pomarańczowe, ale jakie! Letnie spodnie za 35 zł! Kierunek? Hipermarket Auchan, są jeszcze w kolorach niebieskim, różowym i zielonym. Ja wybrałam oczywiście pomarańcz! Kupiłam w Auchan za 35 zł
Chyba każdy kto obejrzał film "Kiler" z Czarkiem Pazurą i boską Kasią Figurą pamięta - a Panie na pewno! - słowa zdruzgotanej Ryszardy, żony "Siary", która dostaje na waciki tylko ...300 dolarów. Rozpacz jej jest zrozumiała i nie dziwne, że wytyka Kilerowi, że ochujał, bo na waciki, my kobiety wydajemy non stop. Jedne się kończą, kupujemy następne i tak w kółko. Zatem te 300 dolarów nie jest jakąś powalającą kwotą. Prawda? No, ale ponieważ Kiler nie pojawi się w naszym życiu, waciki trza kupić samemu. Znalazłam bardzo miękkie nie podrażniające oczu waciki w, jak zwykle, konkurencyjnej cenie. Za 120 sztuk płacę 2,39 zł. Sprawdziłam i taniej takiej liczby sztuk nie kupicie. Dla porównania - popularne płatki Cleanic kosztują też za 120 sztuk 4, 79 zł.
Drogie Panie! Warto w tym tygodniu wybrać się do Lidla. Tym razem nie po ser czy dobre wino, ale po spodnie. Dziś mile zaskoczyłam się tak zwanymi Alladynkami, spodniami z obniżonym krokiem. Zresztą bardzo modnymi teraz. Wzięłam do ręki, pomacałam, przyjemne, delikatne i idealne na lato! Wzięłam. Z drżącym sercem przymierzyłam w domu - bo przecież w Lidlu przymierzalni nie ma - i uznałam, że po raz kolejny mój nos mnie nie zawiódł. Leżały idealnie. Cena? 29,99 zł. Teraz pewnie biegniecie już do Lidla:) Kupiłam w Lidl za 29.99 zł
Śmieci, śmieci, śmieci. Udręka każdego. Dobrze, że teraz są worki na śmieci... Nasi rodzice mieli taki plastikowy kubeł, do którego bezpośrednio wrzucało się wszystkie paskudztwa i potem trzeba go było szorować. Fuuuu.
No więc skoro jakaś mądra głowa (i bardzo dobrze!) wymyśliła worek na śmieci (nawet takie zawiązywane są, fiu, fiu) to trzeba z niego korzystać. Oczywiście tanio. Dziś mój hit. Kupuję worki absolutnie mega tanie. Typowe - 35 l. (na średni kubeł). Zresztą są lepsze od tych większych - tak uważam - bo człowiek częściej maszeruje do śmietnika i w domu mu nie śmierdzi.
Znalazłam bardzo tanie worki. Za 1 zł! Nie wierzycie? Tak. Kupuję je od dobrych paru lat, bo uważam, że przepłacanie za worki na śmieci to już potworna rozpusta. Tak więc za 20 sztuk płacę właśnie 1 zł w Kauflandzie. Są mocne i jak nie napakuje się ich po sam czubek, spokojnie wytrzymują ciężar. Dla porównania, 30 sztuk worków popularnej i uznawanej za tanią firmy "Jan Niezbędny" kosztuje 4,49 zł. No więc co się bardziej opłaca?
Oj jak bym zjadła Yum, Yuma! Taka myśl zaświtała mi po pewnej balandze i pędzącej we mnie gastrofazie. Pomyślałam - nie, to przecież sama chemia! No way! Ale po chwili uśmiechnęłam się, bo przypomniały mi się licealne wypady nad morze. Kucharkami wtedy nie byłyśmy z koleżankami, a Yum, yum zaspokajał szybko i bezboleśnie naszą chęć na ciepłą zupę. Szczególnie po imprezie na plaży:) No więc już jako 35-latka, która Yum, yuma nie miała w ustach od dobrych 10 lat, serio!, szukam z miną dzieciaka, który chce coś zbroić - tych strasznych półek gdzie są zupki w proszku i te okropne gotowe potrawy w kubkach. Fuu. No ale chęć na Yum, yuma paraliżuje mnie tak, że już wiem, że go kupię! Nerwowo przerzucam półki i widzę same pomidorówki, kebabowe, rosołki, a na żadnym opakowaniu nie widzę - Yum, Yum. Same firmy typu Knorr, Amino itd. No nie! Chcę Yum, Yuma! Myślę sobie, kurde, chyba już nie produkują, przemierzam trzy sklepy i wbijam się do Carrefoura i jest! O! Jedna zupka za 0.99 zł. Pięknie. Napis Yum, yum - kurczak carry! Yes! A te inne zupki? Patrzę z ciekawości na cenę. Wszystkie za złoty coś tam. E, lipa. Mam Prawdziwego Yum, yum'a taniej. Wiem, że to jedzenie zero wartościowe ( na pierwsze lata nauki!, potem dbamy o siebie!), ale z doświadczenia wiem, ze dla licealistów i studentów bez kasy - najlepsze:)Dopiero za parę lat, zaczniecie martwić się o swoją wątrobę. Miłego "długiego weekendu" Kochani! Kupiłam w Carrefour za 0,99 zł.
Skośnooka piosenka, przy której w Tajlandii szalał tłum ( w tym ja!)!
Jedna z moich koleżanek powiedziała mi kiedyś: - Możesz mieć nieodkurzone w domu, ale jak masz sprzątniętą łazienkę, to od razu wydaje się, że czysto jest w całym mieszkaniu! Taka zmyła. Faktycznie coś w tym jest. Bo gdy goście wbijają się do domu, od razu albo po godzinie (w zależności od ilości i jakości spożywanych napojów) muszą siku (nie daj Boże coś więcej!). Gdy wchodzą do łazienki siedzą tam z reguły dłużej niż wymaga ich pęcherz albo coś innego..., bo: a) wąchają i oglądają buteleczki z perfumami, b) patrzą jakiego mydła używasz, c) przeglądają się w lustrze. Lukają na wszystko bez skrępowania, bo na nich nie patrzysz.
Dlatego aby wypaść jak perfekcyjna pani lub perfekcyjny pan domu, warto mieć pod ręką skuteczny płyn do łazienek, którym można spryskać umywalkę i wannę sekundę po entuzjastycznym okrzyku w słuchawce: "Zaraz będziemy!" Używam dobrego i oczywiście stosunkowo taniego płynu do łazienek o nazwie "Tytan". Super zmywa wszelkie osady i co najważniejsze - nabłyszcza umywalkę i wannę. Wszystko po nim lśni. Kosztuje tylko 6,99 zł. Jest tani, bo podobny płyn do łazienek - popularny Ajax czy Cif kosztuje nawet 16 złotych. Kupiłam w supermarket "Stokrotka" za 6, 99 zł.
Na wspomnienie gorących Włoch, szczególnie gdy zima nam dała popalić, aż błogo mi się robi na sercu. I nie dlatego, że myślę o Italiańcach, bo są zdecydowanie przereklamowani - takie kurduple co pod pachę wchodzą, wyrzucają słowa z ust jak opętani, wymachują rękoma i człowiek nie wie czy jest obiektem zachwytu czy potępienia:)
Uśmiecham się i ciepło mi, bo moje kubki smakowe podskakują domagając się pesto! Tak, tak. W Wenecji kupowaliśmy je na wagę i pożeraliśmy maczając w nim chrupiące bagietki. Było tak pyszne, że gdy przy stole ktoś się zagapił, mógł po chwili co najwyżej tylko wylizać pudełko po przysmaku, a i często znalazł się na tę końcówkę już amator. Pesto to gęsty sos z bazylii, orzeszków piniowych, oliwy, sera (parmezanu) i soli.I jest świetny na zęby, dawniej zapobiegał szkorbutowi! Ja mogłabym go wciągać kilogramami. Dopadłam pesto, które smakuje dokładnie jak to Weneckie. Byłam mile zaskoczona, bo kupowałam różne po przyjeździe z Włoch i w żadnym nie znalazłam tego smaku właśnie z wakacji 2010 r. I tu was mile zaskoczę, bo pesto z Lidla - którego jak już zauważyliście pewnie jestem psychofanką - jest przepyszne i kosztuje tylko 2,99. Polecam!
Święta, święta i po świętach. Człowiek się jak głupek naje, bo jak zwykle trudno odmówić rodzinie, która podtyka smakołyki pod nos i powtarza: no jeszcze kawałeczek serniczka, no a może sałateczkę i karczek - sama robiłam!
Kończy się tak, że pod koniec dnia brzuch wzdęty jest jak balon, a człowiek nerwowo szpera po szafkach w poszukiwaniu wody i rozkurczowego no-spa. Ale co tam. Święta to święta. Wystarczy po nich wrócić do starych (ale dobrych rzecz jasna) nawyków - nie tylko żywieniowych, a nie rozrośniemy się do gigantycznych rozmiarów.
Ja z figurą raczej nie mam problemów, ale składa się na to kilka czynników. Po pierwsze - dobre geny, po drugie - nieprzejadanie się (jem tylko gdy jestem głodna), po trzecie - rower, po czwarte - kosmetyk modelujący ciało. O nim chcę Wam dziś opowiedzieć.
Jeśli wiecie, w którym miejscu na waszym ciele tkanka tłuszczowa przybiera najszybciej - tę część trzeba codziennie po kąpieli traktować kosmetykiem wyszczuplającym. Ja tak właśnie robię i u mnie to przynosi rezultaty. Ale zanim znalazłam swojego skutecznego "wyszczuplacza", wypróbowałam sporo różnych tego typu balsamów. Niestety mało który, nawet z tych droższych, dawał naprawdę szybkie i widoczne rezultaty. Ale jeden - przynajmniej u mnie - sprawdził się na medal. To termoaktywne serum wyszczuplające firmy Eveline. Stosuję je już dobre cztery lata. Smaruję nim codziennie uda, pośladki i brzuch. Skóra jest gładsza, jędrniejsza, no i nie robi się na niej cellulit. Serum spala też tkankę tłuszczową i modeluje ciało. Jedyny dyskomfort to taki, że po nasmarowaniu ciała, na kilka minut bardzo się ono rozgrzewa - czasem do czerwoności - a skóra potrafi szczypać. Mi to jednak nie przeszkadza. Wiem wtedy, że serum pracuje skutecznie na moich nogach i pupie:)
Kupiłam w Rossmann za 17, 99 zł
Nic dziwnego, że Olo w "Kingsajzie" był zachwycony...Takie ciało!
My Kobiety - jak sroczki - kochamy biżuterię, nie da się ukryć! Przyozdabiamy się z lubością w najpiękniejsze błyskotki. Jest na rynku pewna sroczka co nie tylko lubi przyozdabiać się, ale jeszcze tworzy piękne bransoletki.
Jako poszukiwaczka ciekawych, ładnych i niedrogich rozwiązań, nie mogłabym pominąć bransoletek Dominiki. Jej dzieła to - jakże modne teraz - koralikowe bransoletki z takich kamieni jak turkus, howlit, perły, jadeit, jaspis, onyx, agat, marmur, koral, kwarc itd. Są bardzo oryginalne! Kamienie to nie żaden plastik, ale sama natura. Ceny, jak na takie dzieła naprawdę niewysokie. Piękne bransoletki kupimy od 30 zł. Najdroższe kosztują 40 zł (w tym z oryginalnymi kryształkami Swarovskiego!). Zapewniam! Większe kamienie mają 8 mm, mniejsze 6. U innych takie bransoletki kosztują około 100 złotych. A zatem sroczki, wiosna nadchodzi, a wtedy odsłaniamy nadgarstki i nęcimy Panów pięknymi bransoletkami!
Do kupienia wDK ART SPORT - profil na facebooku. Zobaczcie jaki wybór!
Nikt (chyba) nie lubi sprzątać, a ci co codziennie polerują wszystko w domu są chyba jakimiś maniakami:). Ja, owszem, lubię jak mam czysto w chałupie i pachnąco, ale żeby zaraz zarywać pół dnia na szorowanie wszystkiego na błysk, to już zboczenie! Lepiej w tym czasie iść do kina albo spotkać się z przyjaciółmi. Nie sądzicie? W związku z tym zamiast paprać się w wiadrach wody, płynach, szmatkach itd. zmywam co się da chusteczkami nawilżającymi i antybakteryjnymi do tzw. domu. Przelatuję nimi kibelek:), parapety i blaty w kuchni. Świetnie zmywają brud, dają zapach ( z reguły cytrynowy), a po zużyciu wywalam je po prostu do kosza. I tyle. Nic się po nich nie lepi, a powierzchnia jest niemal sterylna. Szukałam w sklepach takich chusteczek uniwersalnych - nie tylko do drewnianych mebli, łazienki itd, - bo tak są z reguły kwalifikowane, ale właśnie uniwersalnych. Bo można nimi "opędzić" wszystko w mieszkaniu. I znalazłam. Podpasowały mi chusteczki z Rossmanna -cena oczywiście niewygórowana. Naprawdę z nimi jest szybciej i łatwiej. Szczególnie polecam przed świętami kiedy wypada ogarnąć trochę chałupę:)
Spanikowany kolega dzwoni ze Szczecina. – Słuchaj, daj mi koniecznie przepis na tę twoja zajebistą i łatwą tartę! Mam w weekend nalot znajomych i zrobię im tego parę blach! Ciasto w Lidlu już kupiłem, ale podaj mi tę ręsztę, no wiesz! - krzyczy cały rozdygotany do słuchawki.
Podaję mu szybko co i jak dalej, bo słyszę po głosie, że panika dosięga zenitu. Po tej wyczerpującej rozmowie odkładam słuchawkę i jestem z siebie dumna. Bo kolega P. nie jest pierwszą osobą, która atakuje mnie w sprawie mojej Tarty Lotaryńskiej. Przepis przywiozłam z Francji gdzie trochę mieszkałam u pewnej rodziny, ale zmodyfikowałam go o ciasto francuskie, na którym powstaje każda tarta. Zmodyfikowałam w ten sposób, że zamiast je robić, po prostu ...kupuję!
Od lat jestem wierna tylko ciastu z Lidla. Nigdy mnie nie zawiodło. Zawsze smakuje i świetnie się wypieka, czy to w przypadku słodkich czy słonych potraw. No i jest oczywiście najtańsze na rynku. Kosztuje - teraz 3,19 zł. W innych sklepach za rolkę takiego ciasta trzeba zapłacić 4, 5 lub 7 złotych.
Ja wyjmuję je z zamrażalki kiedy wiem, że najdą mnie znajomi. Gdy odtaje, rozwijam na okrągłej formie do tart (wcześniej smaruję ją masłem), podpiekam z 10 minut w piekarniku, wyjmuję i dopiero wtedy wylewam na wierzch składniki i znów zapiekam. Jakie składniki? Jeśli ktoś chce przepis, niech napisze na taniochatoniewiocha@gmail.com
Kupiłam w Lidl za 3,19 zł
Najlepiej zjeść tartę w Paryżu... albo oglądając cudowny film "O północy w Paryżu"
Koleżanka J. przy piątkowym piwie w knajpie: Ja czekam ciągle na wpis o Ziai i nic! - stwierdza wyraźnie zaskoczona a nawet lekko zniesmaczona, że od testowanych przez nas od lat produktów firmy z Gdańska nie zaczęłam pisać bloga. Tym bardziej oburzające jest to, że Gdańsk jest blisko Gdyni, a tam nasz ukochany Heineken Open'er Festival gdzie wiele razy zalałyśmy oczy łzami, słuchając i patrząc się na niektórych artystów płci męskiej.
Wryło mnie, bo to przecież takie oczywiste! Każdy wyjazd czy wakacje kończyły się tym, że w łazience myliłyśmy buteleczki naszego płynu do demakijażu oczu. Bo o nim mowa. To nasz wieloletni hit! Myślę, że znany jest większości Pań, bo to "stary" produkt, ale jeśli ktoś słyszy o nim pierwszy raz, polecamy! Buteleczka płynu uniwersalnego (który uważam za zupełnie wystarczający) kosztuje 4,99 zł w Rossmann. Dla bardziej wymagających oczu jest jeszcze wersja nawilżająca i dwufazowa. Odrobinę droższa. Ten płyn nigdy, ale to przenigdy nie spowodował szczypania oczu, co zdarzało się przy innych tego typu produktach. Jest naprawdę bardzo delikatny i w ogóle nie pachnie. Zmyje bezboleśnie nawet najbardziej teatralne oko.A o oczy warto dbać drogie Panie, bo to przecież nimi najczęściej rozkochujemy w sobie panów!
Moja mama - lat 67 - dzwoni do mnie i mówi podekscytowana. Wiesz, byłam na badaniu skóry, przypadkowo, w aptece, i panie powiedziały mi, że mam sprężystość i jędrność skóry jak 35-letnia kobieta. Chciałam Ci się pochwalić - dodaje. Uśmiecham się pod nosem, bo jakoś wcale mnie to nie dziwi. Mama zawsze wklepywała w siebie tony kremów i dzięki Bogu wszczepiła to też we mnie!
Ale wracając do skóry. Tej ładnej i zdrowej oczywiście. Na jej wygląd cuda działają oliwki. Ja potrafię zjeść słoik wieczorem przed telewizorem. Niektórzy będą teraz krzyczeć, że są one bardzo kaloryczne, ale błagam! 13 oliwek to raptem 50 kcal. To lepsze niż paczka czipsów (jeden chips zwykły 10 kcal!) czy browary na noc! Oliwki pomagają dłużej zachować młodość, bo mają dużo witamin A, E i C i wpływają zbawiennie na włosy, paznokcie i właśnie jędrność skóry. Ja znalazłam bardzo smaczne i niedrogie zielone oliwki w Lidlu. Są wypełnione pastą paprykową co powoduje, że nie są takie gorzkie jak oliwki saute. Oczywiści kosztują tylko ponad dwójaka.
Kupiłam w Lidl za 2,89 zł.
Najwięcej oliwek na świecie rośnie w Andaluzji w Hiszpanii. Ech, być tam teraz, podjadać oliwki i tańczyć flamenco...
Na widok śniegu mam już nerwową wysypkę. Biorąc pod uwagę fakt, że pierwsze białe płatki spadły w październiku, to zafundowano nam już prawie pół roku zimy! To jakiś skandal. Ok, gdyby człowiek był przez te 6 miesięcy na nieustających nartach, to co innego. Stoki, zabawa, różowe poliki i ...zakwasy:) Ale przyjemne.
No, ale w mieście testowanie człowieka tak długo na zimnie jest - umówmy się - niehumanitarne. W lodowaty wieczór i poranek ratuję się, chyba jak wszyscy, gorącą kąpielą. Ale za to w jakich zapachach! Od wielu, wielu lat jestem fanką francuskiej firmy Yves Rocher ( także za to, że nie testuje kosmetyków na zwierzętach, a opakowania pochodzą z recyklingu) i kąpię się tylko w mydłach z serii "Jardins du Monde" - Ogrody Świata. Te żele - po pierwsze - są niedrogie, bo kosztują za sztukę 8,90 zł. (teraz jest promocja - 7,90 zł). Po drugie - mają obłędne, oryginalne zapachy, które długo utrzymują się na skórze. To min. kwiat lotosu, olejek z palmy malezyjskiej,
orchidea z Madagaskaru abo palma azjatycka. Po trzecie - są bardzo wydajne i nawilżają. Odkąd zaczęłam ich używać - a było to dobre 5 lat temu - żadne inne mydło w płynie już mi nigdy nie podpasowało. Serio. Do wyboru jest 10 przepięknych zapachów. Na tak zimny wieczór jak dziś proponuję "Gardenię z Polinezji". Ja ją uwielbiam, tak samo jak żel o zapachu ziaren kawy.
Spotkania na babskie ploteczki muszą być. Bez tego byłybyśmy niedoinformowane i sfrustrowane. Taka prawda (chociaż ostatnio pewna ceniona psycholog zgłębiająca tajniki męskich umysłów powiedziała mi, że faceci plotkują od nas więcej i bardziej szczegółowo! No, no...:)
Ale wracając. Spotkałam się z koleżankami. Odwiedziłyśmy jedną z nich. Dorobiła się rocznej córeczki, która na wejściu, dopełzła do nas i pokazując pierwsze zęby, chwyciła za mój palec i potuptałyśmy do stołu z przekąskami. Prawdziwa mała gospodyni! I tak siedziałyśmy, sączyłyśmy wino, gadałyśmy.
Skubnęłam sera z deski serów, bo seromaniaczką jestem i już wiedziałam, że się nie odczepię od tej części półmiska. Jedna koleżanka nadaje o tym, że jej córka przesypia całe noce, druga, że w końcu wybrała taką, a nie inną sukienkę na ślub, a ja się lampię w ten ser. Jak jakaś nienormalna. No i go podgryzam systematycznie, myśląc, że nikt nie widzi. W końcu po jakimś czasie nie wytrzymuję, pękam i pytam? - Co to za ser? Przepyszny! - wykrzykuję w ekstazie. I słyszę odpowiedź, która jest miodem na moje serce. - Jak to jaki? To ser z Lidla! - wypala mąż koleżanki, który właśnie dotarł z pracy. Wyciąga mi opakowanie tego obłędnego smakołyku z lodówki i podtyka pod nos. I już wiem, już wiem, że ten Kolumb, to moja kolejna propozycja dla Was! Pychota. Jak lubicie parmezan, a ja uwielbiam, to właśnie podobny smak ma Kolumb i jest tańszy.
Kupiłam w Lidl, cena 6,99 zł
Ech... ci Francuzi, to potrafią tak ładnie o serze śpiewać...:)
W weekend zapewne odpoczywaliście, ale założę się, że w sobotę, bo przecież nie w niedzielę! (Dzień Święty) i tak włączyliście pralki, by wyprać nagromadzoną stertę brudów. Ja tak zrobiłam. Ale nie ma tego złego... Wiecie jaki jest pozytyw takiego nagłego zrywu praniowego? W całym domu pachnie! A każdy gość myśli, że gospodarze tańczyli w mieszkaniu na mopie przez dwa dni! I o to właśnie chodzi. Zmyłka!
Wiecie po czym poznać, że płyn do płukania ubrań jest godny wydania przynajmniej złotówki? Po tym, że gdy wchodzimy do domu, czuć w nim właśnie zapach rozwieszonego na suszarce prania. Ja to uwielbiam. Wypróbowałam już rożne płyny do płukania. Oczywiście na uwagę zasługują te mocno aromatyczne jak Silan czy Lenor, no ale jako poszukiwaczka tańszych opcji nie byłabym sobą gdybym nie zgłębiła tematu. Zatem z całą odpowiedzialnością mogę polecić płyn "Wild Rose". Kosztuje połowę tego co wcześniej wymienione płyny. Pachnie różą, dziką różą! i czuć go w domu gdy pranie schnie. Testowałam inne płyny w podobnej cenie i niestety w ogóle nie pachniały. A zatem miłego prania różanego, no ale może dopiero za tydzień:)
Kupiłam w Kaufland w promocji za 5,33 zł za 2 l., normalnie ok 8 zł.
Dziś Dzień Kobiet! Niektórzy panowie bedą się upierać, (by zaoszczędzić oczywiście!), że to komunistyczne święto i nie ma co wariować i kwiaty kupować. Ale umówmy się, że widok pana z przysłowiowym goździkiem i rajstopami zawsze wywoła banana na twarzy kobitki. Bo - wiadomo - o pamięć i miły gest chodzi. A my to lubimy! Nie ma co ukrywać. Dlatego - drodzy panowie - jeśli nie jesteście przy forsie, zasuwajcie do Kauflanda. Tam - po prostu dla siebie- zakupiłam ślicznego Narcyza w doniczce za 3.99 zł. Może Narcyz jest kontrowersyjny w kontekście prezentu od mężczyzny, ale co tam - liczy się kwiat. Wiosenny, żółty, a ten kolor świadczy o zazdrości... i może dać do myślenia niepewnej uczuć ukochanego kobiecie. W ofercie są także Hiacynty za 7, 99 z. Wybór zależy od was i moniaków w portfelu. A wszystkim Kobietom życzę pięknego DNIA.
Kupiłam Narcyza w Kaufland za 3.99 zł
A Marcin z Boysów wie, że bez kobiet to słabo jest...:)
Kto nie pił wina z Biedronki, nie zna życia. Biedronkowe czy Lidlowe wina królują na każdej zacnej imprezie, a te odkręcane są wybawieniem dla spragnionych podróżników. Dlatego dziś polecam białego, pysznego Włocha z dyskontu, a odkrył go mój kolega bloger WINIACZ, spec w tym zakresie. "Gdyby tego winiacza
ktoś rozlewał z butli ubranych wsnieżnobiałe ręczniki i serwował w pałacu prezydenckim, żaden minister nie zorientowałby
się, że pije wino z dyskontu za 12 zł" - pisze mój kolega. Zresztą poczytajcie sami:)
No dobra. Zaczynam:) Jestem kobietą, to pierwszy produkt - lojalnie - kieruję do kobiet. Pamiętacie jak nasze mamy - lata 80-te, robiły sobie trwałą? Paliły włosy w przekonaniu, że będą boginiami parkietu jak Wanda Kwietniewska! Wtedy to działało. Ja pamiętam swoją rodzicielkę z wielkimi niebieskimi oczami, lokiem na głowie i... mega różową szminką na ustach. Mojemu Tacie to się bardzo podobało! I mi też. Mama była taka trendy! Dziś róż na ustach znów króluje, a ja zapragnęłam wyjść na parkiet właśnie z różem na ustach.
Jak przystało na oszczędzającą, poszperałam i....znalazłam! Mega róż lata 80-te na mych ustach mam za dobrą cenę. Szminka naszej polskiej firmy WIBO z Kartuz.Wypróbowałam - mięciutka, rozprowadza się na ustach, nawilża i świetnie się trzyma. Jakość wcale nie odbiega od takiego koloru kupionego np. w Sephorze za ponad dwie dychy. Są już stoiska tej niedrogiej firmy, wystarczy spojrzeć.
Znalazłam w Rossmann
W promocji kupiłam za 5,99, normalnie ok. 8 zł
A to dla tych, co chcą poczuć klimat mega różowej szminki:)