W weekend zapewne odpoczywaliście, ale założę się, że w sobotę, bo przecież nie w niedzielę! (Dzień Święty) i tak włączyliście pralki, by wyprać nagromadzoną stertę brudów. Ja tak zrobiłam. Ale nie ma tego złego... Wiecie jaki jest pozytyw takiego nagłego zrywu praniowego? W całym domu pachnie! A każdy gość myśli, że gospodarze tańczyli w mieszkaniu na mopie przez dwa dni! I o to właśnie chodzi. Zmyłka!
Wiecie po czym poznać, że płyn do płukania ubrań jest godny wydania przynajmniej złotówki? Po tym, że gdy wchodzimy do domu, czuć w nim właśnie zapach rozwieszonego na suszarce prania. Ja to uwielbiam. Wypróbowałam już rożne płyny do płukania. Oczywiście na uwagę zasługują te mocno aromatyczne jak Silan czy Lenor, no ale jako poszukiwaczka tańszych opcji nie byłabym sobą gdybym nie zgłębiła tematu. Zatem z całą odpowiedzialnością mogę polecić płyn "Wild Rose". Kosztuje połowę tego co wcześniej wymienione płyny. Pachnie różą, dziką różą! i czuć go w domu gdy pranie schnie. Testowałam inne płyny w podobnej cenie i niestety w ogóle nie pachniały. A zatem miłego prania różanego, no ale może dopiero za tydzień:)
Kupiłam w Kaufland w promocji za 5,33 zł za 2 l., normalnie ok 8 zł.
Dlatego lepiej prać w domu:)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz