wtorek, 30 kwietnia 2013

Studentowi się przyda

Oj jak bym zjadła Yum, Yuma! Taka myśl zaświtała mi po pewnej balandze i pędzącej we mnie gastrofazie. Pomyślałam - nie, to przecież sama chemia! No way! Ale po chwili uśmiechnęłam się, bo przypomniały mi się licealne wypady nad morze. Kucharkami wtedy nie byłyśmy z koleżankami, a Yum, yum zaspokajał szybko i bezboleśnie naszą chęć na ciepłą zupę. Szczególnie po imprezie na plaży:)

No więc już jako 35-latka, która Yum, yuma nie miała w ustach od dobrych 10 lat, serio!, szukam z miną dzieciaka, który chce coś zbroić - tych strasznych półek gdzie są zupki w proszku i te okropne gotowe potrawy w kubkach. Fuu. No ale chęć na Yum, yuma paraliżuje mnie tak, że już wiem, że go kupię! Nerwowo przerzucam półki i widzę same pomidorówki, kebabowe, rosołki, a na żadnym opakowaniu nie widzę  - Yum, Yum. Same firmy typu Knorr, Amino itd. No nie! Chcę Yum, Yuma! Myślę sobie, kurde, chyba już nie produkują, przemierzam trzy sklepy i wbijam się do Carrefoura i jest! 

O! Jedna zupka za 0.99 zł. Pięknie. Napis Yum, yum - kurczak carry! Yes! A te inne zupki? Patrzę z ciekawości na cenę. Wszystkie za złoty coś tam. E, lipa. Mam Prawdziwego Yum, yum'a taniej. Wiem, że to jedzenie zero wartościowe ( na pierwsze lata nauki!, potem dbamy o siebie!), ale z doświadczenia wiem, ze dla  licealistów i studentów bez kasy - najlepsze:) Dopiero za parę lat, zaczniecie martwić się o swoją wątrobę. Miłego "długiego weekendu" Kochani!

Kupiłam w Carrefour za 0,99 zł.


Skośnooka piosenka, przy której w Tajlandii szal tłum ( w tym ja!)!






poniedziałek, 29 kwietnia 2013

Łazienka jak panienka

Jedna z moich koleżanek powiedziała mi kiedyś: - Możesz mieć nieodkurzone w domu, ale jak masz sprzątniętą łazienkę, to od razu wydaje się, że czysto jest w całym mieszkaniu! Taka zmyła. 

Faktycznie coś w tym jest. Bo gdy goście wbijają się do domu, od razu  albo po godzinie (w zależności od ilości i jakości spożywanych napojów) muszą siku (nie daj Boże coś więcej!). Gdy wchodzą do łazienki siedzą tam z reguły dłużej niż wymaga ich pęcherz albo coś innego..., bo: a) wąchają i oglądają buteleczki z perfumami, b) patrzą jakiego mydła używasz, c) przeglądają się w lustrze. Lukają na wszystko bez skrępowania, bo na nich nie patrzysz.  

Dlatego aby wypaść jak perfekcyjna pani lub perfekcyjny pan domu, warto mieć pod ręką skuteczny płyn do łazienek, którym można spryskać umywalkę i wannę sekundę po entuzjastycznym okrzyku w słuchawce: "Zaraz będziemy!"

Używam dobrego i oczywiście stosunkowo taniego płynu do łazienek o nazwie "Tytan". Super zmywa wszelkie osady i co najważniejsze - nabłyszcza umywalkę i wannę. Wszystko po nim lśni. Kosztuje tylko 6,99 zł. Jest tani, bo podobny płyn do łazienek - popularny Ajax czy Cif kosztuje nawet 16 złotych.

Kupiłam w supermarket "Stokrotka" za 6, 99 zł.


Łazienka to ważne miejsce jest:)


wtorek, 9 kwietnia 2013

Pesto maestro!

Na wspomnienie gorących Włoch, szczególnie gdy zima nam dała popalić, aż błogo mi się robi na sercu. I nie dlatego, że myślę o Italiańcach, bo są zdecydowanie przereklamowani - takie kurduple co pod pachę wchodzą, wyrzucają słowa z ust jak opętani, wymachują rękoma i człowiek nie wie czy jest obiektem zachwytu czy potępienia:)

Uśmiecham się i ciepło mi, bo moje  kubki smakowe podskakują domagając się pesto! Tak, tak. W Wenecji kupowaliśmy je na wagę i pożeraliśmy maczając w nim chrupiące bagietki. Było tak pyszne, że gdy przy stole ktoś się zagapił, mógł po chwili co najwyżej tylko wylizać pudełko po przysmaku, a i często znalazł się na tę końcówkę już amator. 

Pesto to gęsty sos z bazylii, orzeszków piniowych, oliwy, sera (parmezanu) i soli.I jest świetny na zęby, dawniej zapobiegał szkorbutowi! Ja mogłabym go wciągać kilogramami.

Dopadłam  pesto, które smakuje dokładnie jak to Weneckie. Byłam mile zaskoczona, bo kupowałam różne po przyjeździe z Włoch i w żadnym nie znalazłam tego smaku właśnie z wakacji 2010 r. I tu was mile zaskoczę, bo pesto z Lidla - którego jak już zauważyliście pewnie jestem psychofanką - jest przepyszne i kosztuje tylko 2,99. Polecam! 

Kupiłam w Lidlu za 2, 99 zł




A do pesto - wiadomo - hit hitów włoskich!



poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Pupa jak w Kingsajzie?!

Święta, święta i po świętach. Człowiek się jak głupek naje, bo jak zwykle trudno odmówić rodzinie, która podtyka smakołyki pod nos i powtarza: no jeszcze kawałeczek serniczka, no a może sałateczkę i karczek - sama robiłam! 

Kończy się tak, że pod koniec dnia brzuch wzdęty jest jak balon, a człowiek nerwowo szpera po szafkach w poszukiwaniu wody i rozkurczowego no-spa. Ale co tam. Święta to święta. Wystarczy po nich wrócić do starych (ale dobrych rzecz jasna) nawyków - nie tylko żywieniowych, a nie rozrośniemy się do gigantycznych rozmiarów. 

Ja z figurą raczej nie mam problemów, ale składa się na to kilka czynników. Po pierwsze - dobre geny, po drugie - nieprzejadanie się (jem tylko gdy jestem głodna), po trzecie - rower, po czwarte - kosmetyk modelujący ciało. O nim chcę Wam dziś opowiedzieć. 

Jeśli wiecie, w którym miejscu na waszym ciele tkanka tłuszczowa przybiera najszybciej - tę część trzeba codziennie po kąpieli traktować kosmetykiem wyszczuplającym. Ja tak właśnie robię i u mnie to przynosi rezultaty. Ale zanim znalazłam swojego skutecznego "wyszczuplacza", wypróbowałam sporo różnych tego typu balsamów. Niestety mało który, nawet z tych droższych, dawał naprawdę szybkie i widoczne rezultaty. Ale jeden - przynajmniej u mnie - sprawdził się na medal. To termoaktywne serum wyszczuplające firmy Eveline. Stosuję je już dobre cztery lata. Smaruję nim codziennie uda, pośladki i brzuch. Skóra jest gładsza, jędrniejsza, no i nie robi się na niej cellulit. Serum spala też tkankę tłuszczową i modeluje ciało. Jedyny dyskomfort to taki, że po nasmarowaniu ciała, na kilka minut bardzo się ono rozgrzewa - czasem do czerwoności - a skóra potrafi szczypać. Mi to jednak nie przeszkadza. Wiem wtedy, że serum pracuje  skutecznie na moich nogach i pupie:) 

Kupiłam w Rossmann za 17, 99 zł

Nic dziwnego, że Olo w "Kingsajzie" był zachwycony...Takie ciało!